Trafiłam do szpitala, gdzie zdiagnozowano u mnie ciążę pozamaciczną i podjęto decyzję o usunięciu jajowodu. Tutaj właśnie nasza nadzieja zgasła i zaczęły się długie lata prawdziwej walki.
W każdym momencie wierzyliśmy, że przyjdzie czas i na nas. Jednak z czasem ta pewność i wiara powoli gasły. U wszystkich naszych znajomych rodziły się dzieci… Pierwsze, drugie i trzecie… Długo zazdrościłam, płakałam, przeżywałam. Kiedy wreszcie ja?! Po 2,5 roku ponownie druga ciąża pozamaciczna, w wyniku której straciłam drugi jajowód. Czułam się jak dziecko we mgle. W tym momencie zdecydowaliśmy się na in vitro.
O Klinice „Bocian” dowiedziałam się z Internetu, jednak nie zdecydowałam się na podróż do Polski. Pomyślałam, że przecież na pewno pomogą nam tutaj, na miejscu. Pomyliłam się. Podjęli decyzję o transferze dwóch zarodków, które nie były najlepszej klasy. Doszło do zagnieżdżenia jednego z nich, ale po jakimś czasie przestał się rozwijać. Mieliśmy dwie drogi: albo się poddać i wpaść w jeszcze większą depresję, albo dalej walczyć. Postanowiliśmy na chwilę odpocząć.
Zapisałam się na fitness i siłownię, kupiłam buty do biegania i razem z mężem zaczęliśmy przygotowywać się po półmaratonu. W pół roku schudłam 15 kg, mąż 5 kg. W pierwszym maratonie w Rydze biegła też para z wózkiem – w środku bliźniaczki. I wtedy właśnie poprosiłam Boga: „Błagam obdarz nas dziećmi! Obiecuję, że pobiegniemy z nimi w półmaratonie.”
Rok później zdecydowaliśmy się na wyjazd do Białegostoku, do doktora Bartosza Pietrzyckiego.
Jego optymizm, humor i dobroduszny uśmiech zawsze napawały nas pewnością i wiarą w to, że wszystko się uda. I udało się!
5 zarodków, z czego 2 zostały mi podane. I teraz mamy dwójkę wspaniałych maluchów. Wowę i Wierę - nasze pięciomiesięczne cuda. A my chcemy więcej! I przyjedziemy po więcej do Bociana.
Dziękujemy całemu personelowi i lekarzom za waszą ciężką, lecz tak bardzo potrzebną pracę! Wszystkiego najlepszego! Serdeczności i miłości!